poniedziałek, 16 września 2013

Tagliatelle z sosem z maślaków i polędwiczką wieprzową




Wreszcie lasy obrodziły grzybami. Z rana (ale nie o świcie, bo jakoś nie przemawia do mnie wstawanie z kurami i pędem do lasu. Czy te grzyby uciekają potem w głąb lasu, a może świecą im kapelutki w nagrodę za niewyspanie. ), po dużym śniadaniu wsiadamy do auta i w las. W okolicach pięknego Białegostoku, mamy jeszcze piękniejsze puszcze, a tam grzybów w brud. Dzieci, na nasze, a może ich szczęście, uwielbiają zbierać grzyby. Od małego towarzyszą nam w lesie, śmiejemy się z mężem, że z racji mniejszej odległości od ściółki jest im łatwiej, bo wypatrują nawet te mikro grzybki. W tym roku, już bardziej świadomie wybrała się z nami dwuletnia córka, która jak tylko wypatrzyła grzybka cieszyła się i pękała z dumy. Niestety starsza, po tym jak spotkała się oko w oko z wężem śmiertelnym, który chciał ją zjeść (zaskroniec), nie mogła skupić się na zbieraniu. Skupiła się na wypatrywaniu kolejnych gadów, czyhających na nią biedną. Ale zbiory się udały i oprócz tego obiadu, piwniczka wzbogaciła się o tegoroczne grzybki marynowane. 


 Polędwiczki 

- 3 średnie polędwiczki
- mała gałązka świeżego rozmarynu (ok 4 cm)
- 2 ząbki czosnku
- oliwa z oliwek
-  sól pieprz

Oczyszczone polędwiczki nacieramy czosnkiem, rozmarynem, solą i pieprzem, polewamy oliwą. Rozprowadzamy równomiernie i odstawiamy. Rozgrzewamy patelnię grillową, smażymy mięso na złoty kolor ze wszystkich stron, ale nie za długo, żeby mięso nie było za suche. Przykrywamy folią i wkładamy do piekarnika na ok 10 minut. 

 Sos z maślaków

- ok 0,5 kg oczyszczonych i obranych maślaków
- 1 średnia cebula
- pół szklanki wina białego
- łyżeczka miodu
- 300 ml śmietany
- sól, pieprz
- pół szklanki bulionu
- 3 łyżki masła

Pokrojoną w drobną kostkę cebulę szklimy na maśle, dorzucamy pokrojone także w kostkę grzyby. Smażymy ok 10 minut na małym ogniu. Dodajemy śmietanę, bulion, wino, przyprawiamy. Gotujemy ok 5 minut, dodajemy miód, mieszamy dokładnie. W między czasie gotujemy makaron. Sos można wymieszać od razu z makaronem i na górę położyć pokrojoną polędwiczkę. Smacznego.








wtorek, 3 września 2013

Sznycel wiedeński


Po ostatnich doświadczeniach, które wyrwały mnie z życia, mogę o sobie powiedzieć jak ze sloganu pewnego hipermarketu budowlanego : buduję, remontuję, urządzam. Może z budowaniem to przesada, ale nauczyłam się tapetować, małą elektrykę naprawić, malować, szpachlować itp. Polecałabym zdobywanie nowych umiejętności, gdyby nie czarna strona remontów. Zawsze trwają dłużej niż zakładaliśmy, zawsze kosztują sporo więcej niż obliczyliśmy i zawsze doprowadzają do zszarpania nerwów. Mały z pozoru remoncik przerodził się w próbę wytrzymałości rodziny. No ale za trudy wynagradzani jesteśmy pięknym efektem i w tym przypadku moją satysfakcją, że wszystko zrobiłam praktycznie sama ( bo nie mogę być niesprawiedliwa i nie wspomnieć o M, L, M- dzięki ;)). Więc jak trzeba tapetę położyć, szpachlować, meble skręcić, jestem do usług:) . 
 Wróćmy jednak do przyjemniejszych rzeczy, bo czy jest coś milszego niż pyszny obiad. Sznycel wiedeński jest kwintesencją kotleta, choć może powinnam napisać Kotleta. Cienko rozbite, smażone, na klarowanym maśle, skropione cytryną mięso. Oryginalnie sznycel powinien być cielęcy, jednak najbardziej znana wiedeńska restauracja podaje go w wersji wieprzowej i taką wersję najczęściej serwuję z dodatkiem sałatki ziemniaczanej.  


 Sznycel wiedeński

- ok 600 g kawałka cielęciny bez kości (np udziec) lub schabu   
  wieprzowego
- bułka tarta
- kilka łyżek mąki 
- 3-4 jajka
- ok 200 g masła klarowanego
- sól

Kotlety kroimy na podwójną grubość i nacinamy wzdłuż na pół, ale nie do końca przecinając, ma powstać taka "książeczka". Tłuczemy wielki kotlet, delikatnie, żeby nie porozrywać na łączeniu, najcieniej jak się da. Obtaczamy mięso w mące, jajku, bułce tartej i smażymy na gorącym klarowanym maśle. Solimy jeszcze na patelni tuż po przewróceniu. Smażymy na złoto. Serwujemy z dodatkiem sałatki ziemniaczanej i skropione cytryną. Smacznego.





niedziela, 23 czerwca 2013

Pomarańczowe ciasto ryżowe


Przepis na to ciasto pochodzi z mojego ukochanego programu pt " Dwóch łakomych Włochów". Kiedy leci kolejny odcinek, dzieci wywalamy z pokoju i razem z mężem napawamy się w spokoju widokami Włoch i cudowną kuchnią (no żartuję z tymi dziećmi, same uciekają, bo mają dość ciągłego naszego "mmmmm" , "oooo" ). Jeśli ktoś jeszcze nie widział dwóch panów Antonia Carluccio i Gennaro Contaldo w akcji, to polecam serdecznie, nie pożałujecie poświęconego im czasu. Dzięki P i M mam ich na co dzień, na urodziny dostałam ich książkę kucharską , pod tym samym tytułem co program i utrzymaną w tym klimacie. Oglądam, czytam, pochłaniam, więc pewnie na blogu, nie raz wrócą ich przepisy.
Ciasto polecam wszystkim, którzy uwielbiają śniadania z ryżem na mleku. Smak przypomina właśnie takie smaki. Jest bardzo sycące, najsmaczniejsze polane karmelem z sokiem pomarańczowym. Smacznego.  

 Ciasto ryżowe 

- ok 1,8 litra mleka
- 1 laska wanilii
- 200 g cukru
- 300 g ryżu do risotto arborio 
- 5 jajek (oddzielnie białka i żółtka)
- 3 łyżki likieru pomarańczowego
- skórka z pomarańczy dużej
- skórka z cytryny

Mleko gotujemy z wanilią przekrojoną na pół i skórką  z cytryny, grubo pokrojoną, bo trzeba ją potem usuną (tylko żółta część) i cukrem. Dodajemy ryż i mieszając gotujemy na małym ogniu, żeby się nie przypaliło. Dodajemy skórkę z pomarańczy, utartą na małych oczkach i gotujemy dalej w sumie około 40 minut. Oddzielamy żółtka od białek. Białka ubijamy, a żółtka ucieramy z likierem pomarańczowym i dodajemy do masy ryżowej, dokładnie mieszamy i zdejmujemy z ognia. Usuwamy laskę wanilii, skórki z cytryny. Dodajemy białko i dokładnie, delikatnie mieszamy. Tortownicę (27- 29 cm) wykładamy papierem do pieczenia. Wylewamy masę i pieczemy 40 minut w 180 C. Ostudzone podajemy z pomarańczami smażonymi w sosie karmelowym lub z bitą śmietaną i świeżymi pomarańczami. 








poniedziałek, 10 czerwca 2013

Tarta ze szparagami i szynką szwarcwaldzką




Ostatnio strasznie zaniedbałam bloga, siła wyższa zwana życiem i no muszę przyznać odrobiną lenistwa. A tu świat pędzi dalej, sezony zaczynają się i kończą, tak jak czas szparagów, który właśnie dobiega do finiszu. Przyznam, że jakoś w tym roku " nie czuję bluesa" do tych warzyw, ale one chyba do mnie też nie, bo te ładne pochowały się przede mną, wystawiając ochłapy. No ale trzeba zaserwować rodzinie garść zdrowych składników, a nic tak się nie nadaje do tego, jak szparagi właśnie. Tartę zawsze można zrobić z nadwyżką, pyszna jest także na zimno, jako przekąska. 

Kruche ciasto

- szklanka mąki
- 1 jajko
- pół kostki masła 
- duża szczypta soli

Ciasto zagnieść z zimnych składników, uformować w kulkę i odstawić na godzinę do lodówki. Rozwałkować na cienki, okrągły placek, trochę większy, niż foremka (tak, żeby zrobiły się ścianki). Ponakłuwać widelcem, wstawić do piekarnika i piec ok. 15 minut przykryte papierem do pieczenia i obciążone np. grochem suchym w 200 stopniach.  Zdjąć papier z grochem i podpiec jeszcze ok 10 minut. 

 Farsz

- pęczek szparagów zielonych
- 100 g szynki szwarcwaldzkiej
- 2 jajka 
- 300 ml śmietany 30%
- sól pieprz
- świeży tymianek
- świeże oregano
- ser koryciński (jak lubimy ten specyficzny smak)

Szparagi umyć i odłamać zdrewniałą końcówkę. Podgotować na parze ok 3 minuty. Śmietanę wymieszać z jajkiem, posiekanymi ziołami, solą i pieprzem. Wylać masę na ciasto, ułożyć szparagi, szynkę i pokruszyć ser. Piec 25 minut w 180 st.



piątek, 12 kwietnia 2013

Rolada z suszonymi pomidorami i serem ricottą


Niemrawe, pierwsze słoneczne promienie zachęciły moja rodzinę do spaceru. Z ochotą opuściliśmy zimne mury mieszkania i pojechaliśmy na spacer, do miejskiego parku. I tu okazało się, że połowa miasta pomyślała tak samo, więc po przeciśnięciu się do budki, by następnie odstać swoje w kolejce po gofry (dzieci chciały lody, ale hm to jakoś dziwnie jeść lody otoczonym zaspami śniegu), postanowiliśmy wyruszyć do zoo. Mieliśmy nadzieję, na mniejszą ilość ludzi i na to, że może zwierzęta tak jak my, poczuły wiosnę i wymienimy z nimi porozumiewawcze spojrzenia, jak to już wspaniale i że to na pewno, ostatecznie,  wyczekiwana, ciepła pogoda nadeszła. Liczyliśmy, że pokażemy naszej najmłodszej latorośli stworzonka widziane dotychczas tylko w książeczkach na żywo. Niestety, na miejscu okazało się, gdzie podziała się druga połowa miasta. Dodatkowo topiący się śnieg, a jest go w ilościach hurtowych, spowodował, że brodząc w wodzie po kostki czuliśmy się jak w aquaparku lub delfinarium, a nie zoo. Na dodatek, zwierzęta nie dały się nabrać i z ciepłych norek nie wyszły, wydawało się nam nawet, że słyszymy ich chichot, z nas naiwniaków. Tak więc źli, zmoknięci wróciliśmy do domu. No nie wszyscy byli żli, najmłodsze, noszone w wózku nad kałużami, niczym cesarzyk w lektyce, cieszyła się, bo król puszczy, żubr nie zawiódł i powitał nas wesoło. 
W  domu dochodziła do perfekcji rolada. Szybko ugotowałam ryż, zrobiłam sałatkę i resztę dnia podziwialiśmy wiosnę zza szyby, suchego mieszkania. 



 Rolada 

- 1,5 kg piersi z indyka
- 250 g sera ricotta
- 200 g suszonych pomidorów 
- 6 plastrów szynki wędzonej na zimno np. szwarcwaldzka 
- sól pieprz
- bazylia świeża
- bazylia suszona
- oliwa z oliwek (jeśli kupiliśmy pomidory na sztuki bez oliwy)

Filet rozkrawamy na duży płat i rozbijamy tłuczkiem najcieniej jak się da, tak, żeby nie zniszczyć mięsa. Oliwą z zalewy po pomidorach nacieramy z dwóch stron, solimy i pieprzymy. Na całej powierzchni kładziemy szynkę, na jednym końcu układamy plastry sera i suszone pomidory oraz listki świeżej bazylii. Zwijamy doprawiamy suszoną bazylią i sznurujemy, żeby rolada nie rozwaliła się. Obsmażamy ze wszystkich stron na oliwie z zaprawy. Pieczemy w 180 stopniach ok 1,5 h pod przykryciem pod koniec często polewając wypieczonymi sokami. Podałam z sosem kaparowym, dzikim ryżem i sałatką z roszponki.




sobota, 23 marca 2013

Kurczak z naleśnikami po siemiatycku



Syn mój rwie się do pomagania w kuchni, ciągle wypominając mi, że go nie uczę gotować i że przeze mnie, w przyszłości, będzie skazany na gotowce z mikrofalówki. Skoro zapał jest i czas też się znalazł na wspólne gotowanie, to czemu mam tego nie wykorzystać. Jak wspólne gotowanie to postanowiłam, żeby było to coś z naszego pięknego Podlasia. Wybraliśmy ten przepis*, bo nie dość, że intrygujący, to i dobry pod kątem edukacyjnym. W jednym daniu dwie umiejętności do opanowania, smażenie pysznych naleśników i obróbka kuraka. Tymek usmażył naleśniki idealne, a wspólnymi siłami przyrządziliśmy kurczaka. Efekt naszej wspólnej pracy, przeszedł nasze oczekiwania. Smakowało wszystkim i na pewno często to danie będzie gościć na naszym stole. Idealnie nadaje się na obiad pokazowy, piękne i aromatyczne zrobi na gościach wrażenie. Autorka podaje, że potrawa ta podawana jest w wykwintnych restauracjach francuskich jako "kurczak po polsku". Polecam.


 Naleśniki

- 20 dag mąki pszennej
- 1 szklanka mleka
- 1 szklanka wody gazowanej
- 2 jajka
- 1 łyżka cukru
- sól 
- kawałek słoniny do smarowania patelni lub jeśli słoniny nie lubimy masła
- masło do smarowania naleśników ok 3 łyżek

Wszystkie składniki miksować, oprócz wody, którą dodajemy na koniec i miksujemy dalej, na mniejszych obrotach. Odstawiamy ciasto na pół godziny. Gorącą patelnię smarujemy tłuszczem. Smażymy cienkie placki, powinno ich wyjść ok 12 sztuk (zależy od wielkości patelni). Przestudzone naleśniki smarujemy masłem z jednej strony i zwijamy zwięźle. Ja zrobiłam tak, że rozpuściłam masło (ale nie można zbyt mocno podgrzać) i smarowałam pędzelkiem. Kroimy w plasterki (ślimaczki).

 Kurczak

- 1 cały kurczak
- pieprz świeżo zmielony (ważne, bo daje aromat potrawie)
- majeranek 
- 10 dag masła
- sól
- nić bawełniana i lub wykałaczki
- pół szklanki bulionu

Kurczaka myjemy, usuwamy wszelkie zbędne pozostałości wewnątrz, osuszamy ręcznikiem papierowym. Wnętrze kurczaka solimy, pieprzymy i przyprawiamy majerankiem (można włożyć kilka świeżych gałązek). Smarujemy wierzch stopionym masłem, solimy, pieprzymy i posypujemy majerankiem.Jak to mięso, zawsze dobrze jest wcześniej zamarynować kurczaka, żeby intensywniej przeszedł przyprawami. Upychamy pocięte naleśniki do środka i zaszywamy kurczaka nicią, lub wykałaczkami. Pieczemy 2 godziny w 180 st., bardzo często podlewając bulionem. Ja jeszcze co jakiś czas, smarowałam masłem. Kurczaka podajemy z sałatą ze śmietaną, lekko słodkawą. Kurczaka porcjować tak, aby nie pociąć naleśników. Można podać z ziemniakami (mój mąż twierdzi, że są potrzebne) ja uważam, że naleśniki starczą. Polecam.

* przepis pochodzi z książki Adrianny E. Stawskiej "Kuchnia kresowa z Podlasia".




 Tymek przy pracy


poniedziałek, 18 marca 2013

Roladki wieprzowe ze szpinakiem i ricottą


Wczoraj szaleństwo w kolorze zielonym zapanowało na blogach za sprawą dnia św Patryka. Postanowiłam i ja dołączyć, ale chyba trochę bardziej z tęsknoty i nadzieją, że nudna biel za oknem zmieni się w soczystą zieleń trawy. Niestety prognozy pogody są bezlitosne, trzeba więc ratować się dobrym jedzeniem, by poprawić sobie humor. Gotuję i przez chwile zapominam o bożym świecie. Potem już tylko sjesta poobiednia i tak czekamy na wiosnę, bo w końcu musi przyjść, prawda?! 

 Roladki (4 osoby)

- 4 średnie polędwiczki wieprzowe
- 450 g. szpinaku ( świeżego lub mrożonego w liściach)
- 250 g sera ricotta
- 3 ząbki czosnku
- zioła prowansalskie
-  gałki muszkatołowej 
- sól pieprz 
- szklanka czerwonego wina
-  oliwy do smażenia i marynaty

 Polędwiczki umyć, osuszyć, przekroić  wzdłuż na pół, ale nie do końca przecinając mięso. Rozbić tłuczkiem (uważać, żeby nie zniszczyć mięsa), końcówki kotletów, które będą "otulały" roladkę, rozbić mocniej, będzie łatwiej zawijać i mięso nie będzie grube w tym miejscu. Przyprawić z dwóch stron solą, pieprzem i ziołami prowansalskimi. Na patelni podgrzać oliwę, wrzucić wyciśnięty czosnek (uważać, żeby nie przypalić), dodać poszatkowany (ale nie za drobno) szpinak i poddusić ok 5 minut świeży ok 10 mrożony. Dodać sera, posolić popieprzyć, zetrzeć gałkę i dokładnie wymieszać. Na mięsie układamy farsz i zawijamy roladkę, możemy, jeśli słabo się trzymają związać nicią bawełnianą. Na patelni obsmażamy rolady z każdej strony do zarumienienia. Układamy rolady w naczyniu żaroodpornym, zalewamy marynatą i pieczemy ok 20 minut w 180 c. Podajemy z sałatką z sosem winegret i ziemniakami. Smacznego.









wtorek, 5 marca 2013

Snickers czyli ciasto Mamy Igora



Z zaskoczenia, zostałam wkręcona w opiekę nad klasą syna w czasie ich dyskoteki, razem z drugą, sympatyczną mamą (E. pozdrawiam :) ). Nie uśmiechała mi się ta rola, ale cóż, czasem trzeba, tym bardziej, że klasa trochę podpadła jednemu z "ciał pedagogicznych", więc w ramach przeprosin przygotowany został mały poczęstunek. Syn zrobił babeczki, babcia kolegi rurki, były czipsy, ciastka i "To ciasto". Nagle świat w dusznej salce lekcyjnej, nabrał innego, słodszego wymiaru. Tak przyznam, zjadłam trzy kawałki i żałowałam tylko jednego, że tylko tyle. No ale jak by to wyglądało, obżerająca się matka, syn by mi takiego obciachu nie wybaczył ;). Na szczęście Tymek poprosił Igora, ten swoją mamę i przepis na ciasto trafił do mnie błyskawicznie. Robiłam już je kilka razy i zawsze znikał w okamgnieniu. Jadłam różne wersje "snickersa", ale ta jest zdecydowanie najlepsza. Pozdrawiam więc Mamę Igora, która ciasto upiekła, Tatę Igora, który je dostarczył i samego Igora za pośredniczenie w dostarczeniu przepisu (hehe trochę ta wyliczanka zabrzmiała niczym u Muminków). Zwiększyłam trochę ilość miodu, bo kocham. Ciasto można zrobić na dwa sposoby z półproduktów, szybko lub samemu komponując kremy. Polecam.


 Ciasto

- 1, 5 szklanki mąki pszennej
- 125 g masła lub margaryny
- 4 łyżki cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 jajko

Z masła, margaryny, cukru i proszku zrobić jakby kruszonkę, na koniec dodać jajko i zagnieść ciasto. Duża blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Równomiernie wyłożyć ciasto. Włożyć do lodówki. 

 Masa orzechowa

- 30 dag łuskanych orzechów włoskich
- 0,5 szklanki cukru
- 4 łyżki miodu gęstego
- 125 g masła

Rozpuścić masło, dodać cukier i miód i chwile zagotować. Dodać orzechy i równomiernie wymieszać.
Gorącą masę wyłożyć równo na surowym cieście. Piec w piekarniku nagrzanym do 180 st. ok 25-30 minut.

 Krem karpatkowy

- 2 szklanki mleka
- 150 g cukru
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 2 łyżki mąki pszennej
- 1 żółtko
- kilka kropli zapachu waniliowego
- 200 g masła

Jedną szklankę mleka zagotować z cukrem, drugą szklankę mleka wymieszać z mąkami i żółtkiem. Do gorącego mleka dodać mieszankę i gotować dokładnie mieszając, aby nie było grudek. Kiedy krem całkowicie ostygnie, dodać miękkie masło i dokładnie zmiksować. Wyłożyć krem na ostygniętym cieście.
Krem karpatkowy najlepiej zrobić swój wypróbowany, ulubiony. Można, też, oszczędzając czas użyć gotowego kremu lub zrobić krem na bazie budyniu.

 Warstwa herbatnikowo - czekoladowa

- 250 g czekolady gorzkiej (choć czasem daję mix ze smakowymi jak np. orzechowa wawel)
- 4 łyżki gęstej śmietany
- 200 g herbatników

Herbatniki układamy ściśle na kremie karpatkowym. Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej, dodajemy śmietanę i dokładnie mieszamy. Rozsmarowujemy polewę równomiernie po herbatnikach. Odstawiamy na minimum godzinę, żeby ciastka lekko zmiękły. 







czwartek, 31 stycznia 2013

Pleśniak



Pleśniak to ciasto z dzieciństwa mojego pokolenia, nazwę zawdzięcza charakterystycznej piance z białek. Zawsze gdy o nim mowa wywołuje entuzjazm wspomnieniowy wśród moich znajomych (pewnie nie tylko moich). Licytujemy się o to kto z jakim dżemem czy owocami lubił  jeść najbardziej, o to kto w rodzinie robił najlepsze. Często, jak w moim przypadku, był to pierwszy samodzielny wypiek. Bardzo proste w wykonaniu, zawsze się udaje i wszystkim smakuje. Wielokrotnie szukając wśród przepisów, co upiec rodzinie, odkładałam karteczkę z "pleśniakiem" na bok, by raczej zająć się wymyślnymi, nowymi przepisami i zapominałam o nim. A to był błąd, bo skromne ciasto z przeszłości, jest pyszne! 
Ostatnio upiekłam je kiedy odwiedzili mnie rodzice i miło było patrzeć, jak im smakuje. Warto je zrobić, na pewno wiele osób ma gdzieś lekko już pożółkłą karteczkę
z przepisem na Pleśniaka. Nie ma na co czekać, trzeba upiec. Polecam.

 Ciasto: 

- 3 szklanki mąki pszennej
- 250 g masła (ewentualnie margaryny)
- 4 jajka
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- cukier waniliowy
- 1/3 szklanki cukru+ 1/3 szklanki (do ubicia białek)
- 2 łyżki kakao
- 1 łyżka płaska mąki ziemniaczanej
- słoik dżemu np. śliwkowego (ale najlepiej ulubionego)

Masło, mąkę pszenną, proszek do pieczenia i cukry łączymy, tak jakbyśmy robili kruszonkę. Oddzielamy żółtka od białek. Żółtka dodajemy do ciasta i wyrabiamy szybko. Dzielimy ciasto na 3 części i do jednej dodajemy 2 łyżki kakao. Wszystkie części ciasta wkładamy do zamrażarki. Pierwszą białą częścią wykładamy dno blaszki ( użyłam tortowej 27 cm, może być też kwadratowa 24x24 lub klasyczna prostokątna) i na cieście tym rozsmarowujmy dżem. Wyjmujemy z zamrażarki ciasto ciemne i albo rozkruszamy, albo trzemy na tarce po całej powierzchni dżemu. Białka ubijamy na sztywną pianę, dodajemy cukier i łyżkę mąki ziemniaczanej, rozkładamy po cieście. Ostatnią, białą część ciasta, trzemy na wierzch równomiernie po całej powierzchni. Ciasto pieczemy ok 40 minut w 180 stopniach.


Ps. Mika, dzięki!!!!


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Cytrynowa pierś grillowana z sosem z rukoli i czipsem z boczku


Kocham rukolę, mogę ją jeść na kanapkach, pizzach, sałatkach, no wszędzie (deser z rukolą, zna ktoś?:))  Kiedy więc wpadł mi w ręce przepis na sos Karola Okrasy, od razu wiedziałam, że muszę go zrobić. Jest pyszny, aksamitny, spełnieniem smakowym dla miłośników rukoli. Bardzo uniwersalny, pasuje do ryb, mięs czerwonych ze zdecydowanym smakiem i białych, delikatnych. Uwielbiam go i na moje szczęście ( a raczej może na ich, bo by jedli biedni z obowiązku) uwielbiają go moi bliscy. Połączyłam sos z piersią, lekko kwaskowatą, ale pieprzną , marynowaną w cytrynie. Nie chciałam stłumić rukoli, więc ograniczyłam do minimum dodatki. To danie jest na liście ulubionych w moim domu. Polecam.

 Pierś w cytrynie

- 0,6 kg piersi z kurczaka
- 2 cytryny
- pieprz (może być pieprz cytrynowy np. Kotany)
- sól
- 250 g mozzarelli
- 8 suszonych pomidorów
- ok 10 plastrów boczku wędzonego

Pierś myjemy, osuszamy i kroimy na pół, na cieńsze kawałki, tak,aby nie były zbyt grube i równomiernie się usmażyły. Cytryny myjemy dokładnie i z jednej ścieramy skórkę. Wyciskamy sok z półtorej cytryny, zalewamy sokiem piersi, mieszamy dokładnie i marynujemy około pół godziny. Kroimy mozzarellę w grubsze plastry, pomidory w paski grubsze. Pierś przyprawiamy pieprzem, świeżo zmielonym (najlepiej grubo), solą i smażymy na patelni grillowej. I teraz możemy robić jak nam wygodnie np. na obsmażonych z dwóch stron piersiach, układamy paski pomidora, plaster mozzarelli i wkładamy do piekarnika, aby ser lekko się roztopił, w tym czasie smażymy na chrupiąco plastry boczku, które układamy, już na talerzu na piersi. Drugi wariant: smażymy piersi i kiedy przełożymy mięso na druga stronę układamy pomidory i ser, przykrywamy folią aluminiową, aby ser lekko się roztopił na oddzielnej patelni smażymy boczek.  Podałam z  puree z ziemniaków i marchewką gotowana na parze.

 Sos z rukoli

- 120 g świeżej rukoli
- 1 łyżka musztardy (naszej ulubionej)
- 1 łyżka miodu płynnego
- 100 ml oliwy
- pieprz sól 
- sok z połowy cytryny (dałam mniej)

Rukolę kroimy i miksujemy w blenderze, dodajemy miód, musztardę, sok z cytryny. W trakcie cienkim strumieniem dodajemy oliwę, miksując wszystko na gładką masę.



piątek, 4 stycznia 2013

Gulasz piwny z knedliczkami


Pierwszy raz z knedlikami zetknęłam się na wycieczce do Czechosłowacji. Najpierw zaciekawiły, ale podawane trzy razy dziennie, przez cały pobyt doprowadziły jednak do szału i po powrocie za nimi jakoś nie tęskniłam. Choć po latach, przyznam, kojarzyły się miło, ale to ze względu na cudowny czas spędzony z mamą i siostrą, i pierwszym pobytem za granicą. Do samego smaku wróciłam dopiero po długim czasie, spotkania sporadyczne miałam z nimi, na wycieczkach na południe Polski, czasem w restauracjach z kuchnią czeską. Z knedlikami miłe wspomnienia ma także mój mąż, jako nastolatek, już  w Czechach, zajadał się nimi z gulaszem. Często mi o tym opowiadał, wracając myślami do swoich wyjazdów. Więc, kiedy czas mniej wesoły, sezon zimna i grypy w pełni i biedny chory mąż, pomyślałam, żeby jakoś rozweselić rodzinę i przy okazji rozgrzać. Zrobiłam więc gulasz, a jak gulasz to tylko z knedlikami, żeby obolałego męża, z czerwonym nosem, niczym Rudolf, czymś smacznym i miłym ukoić. Udało się, zajadał szczęśliwy, poprosił o dokładkę, wspomniał ( po raz kolejny ;) ) o wyjeździe i  najedzony wrócił pod kocyk. Polecam, bo wbrew pozorom, nie ma dużo pracy przy tym obiedzie. Gulasz odtworzyłam z pamięci z restauracji czeskiej, przepis na knedliczki zaczerpnęłam z internetu. 

 Gulasz piwny

- 1 kg łopatki wieprzowej

- 4 kromki chleba razowego na zakwasie
- 2 kwaśne jabłka
- 2 średnie cebule
- sól pieprz
- kminek
- kilka ziaren ziela angielskiego
- liście laurowe
- majeranek ( jeśli nie lubimy może być oregano)
- 0,5 litra piwa jasnego
- olej do smażenia


Cebule kroimy w kostkę i podsmażamy w garnku na oleju. Mięso kroimy w drobną kostkę (jeśli lubimy duże kawałki to w większą), oprószamy mąką  i dorzucamy do cebuli, smażymy. Dodajemy obrane i pokrojone w kostkę jabłka, zalewamy piwem, dodajemy ziele i liście laurowe i dusimy na małym ogniu. W połowie duszenia (po ok 30 minutach), dodajemy resztę  przypraw i pokrojony w kostkę chleb. Gotować do czasu rozgotowania chleba, mieszając, aby nie przypalić gulaszu. 

 Knedliki houskove

- 0,5 kg mąki krupczatki
- 10 g drożdży świeżych 
-  ok. 200 ml ciepłego mleka
- 2 jajka
- 2 bułki kajzerki czerstwe (ale nie suche)
- łyżeczka cukru
- pół łyżeczki soli

Z drożdży, połowy mleka ciepłego i cukru zrobić rozczyn, odstawić, żeby wyrósł. Kajzerki pokroić w drobną kostkę. Wrzucić do miski, w której będziemy wyrabiać ciasto. Dodać jajka, mleko, mąkę i rozczyn. Wyrobić ciasto musi być zwarte, ale nie ciężkie. Odstawiamy do wyrośnięcia na około godzinę. Po wyrośnięciu formujemy wałki (coś na kształt bułki "palucha") i wrzucamy na wrzącą wodę i gotujemy ok 10 minut z każdej strony (jeśli knedlik jest gruby to więcej czasu). Wyjmujemy na deskę i kroimy na plastry. Najlepiej, tak jak radzą Czesi, kroić knedliki nitką. Bierzemy nitkę, podkładamy pod knedlika, ustawiamy taką grubość plastra jaki nam odpowiada i trzymając za dwa końce krzyżujemy nitkę, jakbyśmy chcieli związać knedlika, aż nitka przetnie ciasto. Układamy plastry na talerzu i polewamy sosem. Smacznego