Gofry to jedno z moich smaków dzieciństwa, mama często nam je robiła, na ciężkiej, wielkiej- zajmującej pół stołu gofrownicy (chyba jedna z pierwszych w okolicy, przywieziona, z tego co pamiętam, przez tatę z ówczesnego RFN). Uwielbiali je wszyscy (co się nie zmieniło), zapach pieczonych gofrów jest cudowny, taki "domowy", aż chce się siedzieć w kuchni całą rodziną, przy parującej gofrownicy:). Niezły to też"wołacz" do domy, zapach z okna dochodził na podwórko, gdzie wciąż z rodzeństwem biegaliśmy (jak wszystkie dzieci z naszego pokolenia, byliśmy "dziećmi ulicy" hehe) i nie trzeba nas było zmuszać do powrotu do domu. Kiedyś egzotyczne, dzisiaj na ulicach, budki z goframi są już stałym elementem miast i miasteczek, wpisując się w grafik "niedzielnych spacerów rodzinnych". Polecam.
- 0,5 kg mąki pszennej
- 6 jajek
- cukier waniliowy
- 5 łyżek śmietany
- 1,5 łyżeczek proszku do pieczenia
- 1/2 kostki masła lub margaryny
- ok 0,6 litra mleka
- szczypta soli
Białka oddzielamy od żółtek i ubijamy. Roztapiamy masło (margarynę) w rondelku (nie gotujemy). Do dużej miski dodajemy mąkę (można ją przesiać, albo spulchnić trzepaczką), żółtka, proszek do pieczenia, cukier, sól, śmietanę. Wlewamy połowę mleka i miksujemy, dodajemy masło w trakcie mieszania. Masa ma być konsystencji gęstej śmietany, wiec stopniowo dodajemy mleko, aby nie była za rzadka. Na koniec dodajemy białka i mieszamy łyżką dokładnie, ale delikatnie. Opiekamy w gofrownicy na złoty kolor, podajemy z ulubionymi dodatkami, podałam z bitą śmietana i domowym dżemem malinowym z odrobiną whisky (dorośli) lub posypką (dzieci). Smacznego.