niedziela, 2 grudnia 2012

Jajka zapiekane w kokilkach



Kupiłam kokilki, była okazja, grzech nie skorzystać. Ale jak się nimi nacieszyłam, tak włożyłam do szafki i zapomniałam. Aż mi się głupio zrobiło przed samą sobą, że lenistwo moje jest tak wielkie, więc czas je było wykorzystać. Okazja była, rodzeństwo moje mnie odwiedziło, a po wesołej nocy, miło jest poczęstować gości czymś dobrym, czymś czego jeszcze im nie gotowałam. Weekend sprzyja nieśpiesznym przygotowaniom śniadania, można czarować w kuchni i budzić rodzinę zapachami. Smakowało bardzo, polecam.

 Jajka zapiekane

- jajka
- ser żółty ( ja daję ostry)
- boczek
- papryka czerwona
- natka pietruszki
- masło
- szynka chuda
- jogurt grecki
- koperek
- sól pieprz
- lazur błękitny
- szczypiorek

Proporcje zależą od ilości kokilek i ich wielkości, moje są malutkie. Najczęściej do jednej mieści się łyżka duża masy, plasterek duży boczku, łyżeczka papryki, plaster mozzarelli, jedno jajko. Pyszne także z fetą i pomidorami suszonymi. Wariacji zapiekanek jest tyle co kucharzy :).
Do miseczki ścieramy na małych oczkach ser żółty, dodajemy jogurt naturalny i drobno posiekaną natkę oraz koperek. Przyprawiamy solą i pieprzem (możemy też curry jak lubimy), mieszamy. Boczek podsmażamy, i jeśli nie lubimy surowej papryki to ją także, pokrojoną w cienkie paseczki. Kokilki smarujemy masłem. Na dnie układamy boczek, paprykę, szynkę. Wszystko przykrywamy masą serowo - jogurtową i na to rozbijamy delikatnie jajko. Można pokruszyć na białko ser np. lazur błękitny (wersja dla dorosłych). Układamy kokilki na blachę i podlewamy dno blachy wrzątkiem. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 170 st. Czas pieczenia zależy od tego jaki stopień gotowanego jajka chcemy uzyskać, jak lubimy na twardo, nie trzeba pilnować, ale najlepiej smakuje z wylewającym się żółtkiem, w którym maczamy grzankę posmarowaną masłem. Wtedy trzeba uważać i obserwować co się w piekarniku dzieje (czas pieczenia wtedy ok 8-10 minut). 



zapieczone jajko z lazurem





piątek, 30 listopada 2012

Polędwiczki z szałwią, szynką szwarcwaldzką i mozzarellą


Dzień był nudny, pogoda nie rozpieszczała, bo deszcz, bo ciemno, bo mgły. Listopad w całej swej, jakby tu napisać, żeby zbyt nie obrazić i tak często ruganego miesiąca, specyficznej aurze. Nic tylko popaść w melancholię. Ale nie można dać się złym nastrojom, trzeba walczyć, a dobre jedzenie, bardzo w tym pomaga. Jeszcze milej jest, kiedy można spędzić czas w trakcie przyrządzania obiadu, z kimś bliskim. Gotowałam z mężem, a kiedy razem spotykamy się przy garnkach, czas upływa bardzo wesoło (taaak wtedy jest burza mózgów, mąż często ma swoją wizję, ja swoją:) ). Dzieci biegały, zaglądając co na obiad, dodając do twórczej atmosfery swoje trzy grosze. A na koniec, przy stole była cisza i...

   Polędwiczki 

- 80 dag polędwiczek wieprzowych
- 20 dag szynki szwarcwaldzkiej
- 25 dag sera mozzarella
- pęczek świeżej szałwii
- 5 ząbków czosnku
- sól pieprz
- 4 łyżki masła klarowanego

 Sos z makaronem

- 200 ml śmietanki

- 50 ml wina białego wytrawnego
- sól pieprz
- 50 dag makaronu tagliatelle

oraz
- opakowanie rukoli
- 10 pomidorków koktajlowych
- sos winegret

Polędwiczki kroimy na kotleciki, rozbijamy je dłonią, lub trzonkiem noża, ale nie mocno, żeby nie zniszczyć mięsa. Czosnek rozcieramy z solą i nacieramy mięso, pieprzymy. Mozzarellę kroimy w grubsze plasterki. Bierzemy dwa kotlety, na jednym kładziemy ser i listki szałwii. Przykrywamy to drugim kawałkiem, owijamy szynką. Tak robimy z pozostałymi kawałkami. Na patelni rozgrzewamy masło klarowane, układamy kotlety i podsmażamy ok 2 minut z każdej strony. Odkładamy do naczynia żaroodpornego. Gotujemy makaron. Usmażone mięso wkładamy na ok 5 minut do piekarnika nagrzanego do 170 st.

Na patelnię po smażeniu wlewamy wino, dodajemy śmietankę, mieszamy, przyprawiamy i chwilę gotujemy. Dodajemy ugotowany i odcedzony makaron, mieszamy z sosem. Układamy na talerz makaron, na makaronie polędwiczki, posypujemy świeżo mielonym pieprzem.
Podajemy z sałatami np, rukolą z małymi pomidorkami i sosem winegret.
Smacznego.


niedziela, 18 listopada 2012

Pieczony udziec sarny z rozmarynowymi ziemniakami


Szczęście i dobre oko myśliwego ( wielkie dzięki Adam ;) ) sprawiły, że znowu na moim blogu i w kuchni, zagościła dziczyzna, tym razem sarnina. Zadzwoniłam do Mamy (telefon do mamy jest zawsze niezawodny, ciekawe co by było, żeby obok " telefonu do przyjaciela" w popularnym programie tv, był właśnie taki telefon :) ), która poleciła mi tę marynatę. Mięso pozbawiłam kości (jak wyczytałam, nadaje mięsu dość specyficzny i niepożądany smak) i zamarynowałam na klika dni. A potem goście przybyli, no może miodu nie pili, ale sarninę zajadali, było wesoło, pachnąco, inaczej. Można było przez chwilę, poczuć się, jak szlachta polska (na szczęście na szabelki nikt nie wyszedł) zajadając się (mam nadzieję ) ze smakiem. 

 Marynata do mięsa

- 0,25 litra czerwonego wytrawnego wina
- 0,10 litra octu winnego
- 3 ząbki czosnku (utarty z solą) lub 1 łyżeczka czosnku granulowanego
- 1 łyżeczka cukru
- 1/2 szt. cytryny (sok i otarta na tarce skórka)
- 1 szt. goździk
- 1/2 łyżeczki ziaren jałowca (rozgniecionych)
- 1/2 łyżeczki kolendry
- 2 szt. liści laurowych
- 4 ziarna ziela angielskiego
- 1 łyżeczka czarnego pieprzu (grubo mielony lub roztarty w moździerzu)
- 1/4 litra wody


- pół kostki masła
- ziemniaki
- gałązka rozmarynu
- sos z borówek

Mięso oczyścić z pozostałości bardzo dokładnie. Oddzielić od kości. Składniki na marynatę zagotować, ale nie gotować. Odstawić do wystygnięcia. Zalać mięso w misce (najlepiej szklanej), szczelnie zamknąć i wstawić do lodówki na kilka dni. Obracać dwa razy na dobę. 
Wyjąć mięso na 2 godziny przed pieczeniem, żeby miało temp. pokojową (inaczej będzie łykowate). Osuszyć ręcznikiem papierowym. Związać mięso nicią bawełnianą. Przed uformowaniem włożyłam do środka 3 łyżki masła. Roztapiamy masło i strzykawką z grubą igłą wstrzykujemy płynne masło w mięso. Pieczemy 30 minut w 220 st. pod przykryciem, zmniejszamy temperaturę do 180 stopni i pieczemy kolejne 30 minut. Wcześniej znowu wstrzykujemy masło. Zdejmujemy przykrycie i pieczemy, w zależności od wielkości mięsa, około 30 minut do miękkości, polewając mięso wypieczonym sosem. 
Podałam z ziemniakami ugotowanymi w plastrach i podsmażonymi na maśle z rozmarynem. Wspaniale podbija smak dziczyzny sos z borówek. Polecam, choć dziczyzna ma bardzo specyficzny smak, który albo się kocha, albo nienawidzi :)






środa, 31 października 2012

Dzika kaczka duszona z puree z selera


Dostałam dwie dzikie kaczuszki, Adam je ustrzelił (nie wiem jak to zrobił, jak je zobaczyłam, to zastanawiałam się jakie trzeba mieć oko, chyba pod mikroskopem strzelał :) ). Więc trzeba było coś z nimi zrobić. W kuchni sam na sam z dziczyzną, byłam pierwszy raz, a to wyzwanie trudne. Poszperałam w książkach, internecie, pozbierałam wiadomości do jednego garnka i tak wyszła ta kaczka. Czy smakowała, mi słabo, a goście mówili, że dobra (ale nie powaliła na kolana). Teraz tylko trzymać kciuki za Adama mi pozostało, żeby znowu coś ustrzelił i się podzielił (taaak, pucuje się do myśliwego, bo co ja tu będę aluzjami pisać, wszystkie mi wychodzą grubymi nićmi szyte, lepiej wprost:) ). I wtedy nie będę eksperymentować, tylko od razu wykonam telefon do mamy, mistrza dziczyzny.


 Kaczka

- kaczka dzika (miałam 2 małe)
- 1 marchewka duża
- 1 pietruszka korzeń
- 1 mały por (biała część)
- 6 łyżek miodu
- 6 łyżek musztardy Dijon
- 100 ml śmietany 
- sól, pieprz
- ziele angielskie
- 5 łyżek masła klarowanego

Kaczkę solimy, pieprzymy i wstawiamy do lodówki na kilkanaście godzin, żeby skruszała. Na patelni podgrzewamy masło, podsmażamy kaczkę na złoty kolor. W garnku dusimy na maśle pora pokrojonego w półplasterki, pietruszkę i marchewkę starte na dużych oczkach. Dodajemy kaczkę, zalewamy wodą, solimy, pieprzymy, dodajemy ziele i dusimy bardzo długo (ok 2 h) na małym ogniu. Pod koniec dodajemy musztardę i miód. Jeszcze chwilę gotujemy. Sos można zmiksować na gładką masę blenderem, dodajemy śmietanę i chwilę podgrzewamy. 


 Puree z selera

- 3 duże selery
- bulion warzywny
- 4 łyżki śmietany
- 2 łyżki masła
- gałka muszkatołowa
- sól pieprz
- koperek (niekoniecznie) 


Selery obieramy i gotujemy do miękkości w bulionie ok. 25 minut. Odlewamy i ucieramy ręcznie bądź blenderem na gładką masę. Dodajemy masło, śmietanę i mieszamy. Przyprawiamy świeżo startą gałką (odrobiną), solą, pieprzem. Można dodać koperek.



czwartek, 27 września 2012

Zapiekanka wiejska- Cottage Pie


Czas na klasykę z angielskiej kuchni, bardzo popularną zapiekankę, bliźniaczkę słynnej baraniej shepard pie, wołową cottage pie (choć są dwie szkoły, druga twierdzi, że to synonimy tej samej potrawy bez względu na wybór mięsa). Podstawą tu jest puree ziemniaczane i mięso, reszta dodatków zależy od gospodyni, albo od tego, co akurat mamy "pod ręką". Zapiekanka prosta, smak swojski, coś dla tych, którzy nie lubią egzotyki w kuchni. Rodzinie smakowała, mężowi bardziej, dzieciom mniej, ale może to temu, że obecnie przechodzą okres "nie lubię ziemniaków". Trochę może pracy przy niej jest, ale można rozłożyć przygotowania na etapy (wcześniej przygotować ziemniaki, czy mięso), a wtedy nie odczuwa się tego.

 Zapiekanka (ok 4 osoby)

- 1 kg mięsa mielonego wołowego
- 2 duże marchewki
- 250 g koncentratu pomidorowego
- 2 średnie cebule
- 3 duże ząbki czosnku
- 0,5 szklanki czerwonego wina wytrawnego
- 200 ml bulionu
- pęczek natki pietruszki
- kilka gałązek świeżego tymianku
- sól, pieprz
- kukurydza gotowana, groszek (nie koniecznie)
- 4 łyżki oleju

-1,5 kg ziemniaków
- 6 łyżek śmietany 
- 4 łyżki masła
- 1/3 szklanki mleka
- gałka muszkatołowa świeżo starta 
- sól, pieprz
- 1 jajko

Ziemniaki obieramy i gotujemy. Przeciskamy przez praskę lub ubijamy, ale na bardzo gładka masę. Dodajemy masło i ubijamy dalej, mleko, śmietanę i bardzo dokładnie mieszamy. Przyprawiamy. 
Na patelni rozgrzewamy odrobinę oleju. Wrzucamy na gorącą cebulę pokrojoną w drobną kostkę i marchewkę startą na dużych oczkach. Chwilę podsmażamy, dodajemy czosnek, mieszamy i dodajemy mięso. Smażymy do zbrązowienia mięsa, wrzucamy warzywa (może to być kukurydza, groszek) i zalewamy bulionem i winem. Mieszamy i kiedy płyn prawie odparuje  dodajemy koncentrat pomidorowy, natkę pietruszki, przyprawiamy, mieszamy. Do naczynia żaroodpornego przekładamy masę mięsną, wyrównujemy. Na wierzch układamy puree, całość smarujemy białkiem. Zapiekamy ok. 20 minut w 180 st. Smacznego.

sobota, 15 września 2012

Zupa dyniowa z marchewkowym "makaronem"


Upały odeszły w zapomnienie, trzeba odnaleźć się w nowej, zimniejszej rzeczywistości. Choć lato, ponoć jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa ( i mam nadzieję, że tak szybko nie odpuści), to jesień wchodzi w nasze życie coraz śmielej. Zmrok zapada szybciej, noce są zimne, poranki lodowate  i słońce niby świeci mocno, to wiatr przypomina, o nieuchronnym końcu ciepła. Na osłodę mamy za to warzywa dorodne, kolorowe, wiec nic innego nie pozostaje, jak ugotować coś na poprawę humoru. Dynie są teraz najlepsze, a ich kolor już sam w sobie, zachęca do gotowania. Połączyłam mdławy smak dyni z klasyką, czyli imbirem i pomarańczą, nastrugałam marchewki i zupa gotowa. Szybkie, smaczne, bardzo sycące i zdrowe. Grypa atakuje znienacka, więc imbir jest teraz wskazany w diecie (ma właściwości przeciwzapalne, obniżające temperaturę i przeciwbólowe). Polecam.


 Zupa dyniowa (ok 5 osób)

- 2 kg dyni
- ok 1 litra wywaru warzywnego
- 2 cebule
- imbir świeży 
- imbir suszony
- sól pieprz
- sok z 1,5 pomarańczy
- 7 łyżek masła
- 4 łyżki śmietany
- 20 dag sera żółtego 
- 4 duże marchewki
- gałka muszkatołowa
- łyżka cukru
- 2 bagietki

Dynię obieramy i kroimy w kostkę. Cebulę kroimy w kostkę i smażymy w dużym garnku na 5 łyżkach masła, kiedy się zeszkli dodajemy dynię                i smażymy dalej. Dodajemy starty imbir, mieszamy i zalewamy wywarem (tak, żeby wywar zakrywał lekko dynie, nie za dużo, zupa będzie  za rzadka). Przyprawiamy solą, pieprzem. Przykrywamy i gotujemy na małym ogniu aż dynia zmięknie (ile czasu zależy do dyni, raz trwało to 20 minut innym razem ok 40). Kiedy zupa się gotuje obieramy marchewki i kroimy je na cieniutkie paski. Można zrobić to obierakiem do jarzyn, będzie coś ala tagliatelle, już specjalnym skrobakiem do warzyw, krojącym w cienkie paski (miałam to drugie). Masło roztapiamy na patelni i wlewamy sok z połowy pomarańczy i łyżkę cukru. Mieszamy i dodajemy marchewkę, podsmażamy tak, żeby była ciągle chrupiąca (ale nie surowa). Przyprawiamy solą, pieprzem. Zupę miksujemy blenderem, dodajemy sok z pomarańczy, ścieramy odrobinę gałki i ewentualnie imbir, jeśli wywar jest mało aromatyczny. Dodajemy śmietanę (pamiętać trzeba, żeby zahartować, aby nie było grudek śmietanowych). Zupę podajemy posypaną startym serem    i marchewkowym makaronem oraz z grzankami. Smacznego.

sobota, 8 września 2012

Tagliatelle z paluszkami krabowymi i krewetkami


To danie to kolejna propozycja na "obiad w 5 minut" albo "co zrobić, kiedy goście pukają do drzwi, a my się tego zupełnie nie spodziewaliśmy:) ". W tym samym czasie, aby przyrządzić taki makaron, wpadliśmy z moim bratem. Najpierw zrobiliśmy według mojej propozycji, potem według M. To jest mix, najlepsze z obu.         W sumie nic skomplikowanego, proste aż do bólu danie, ale przecież to nie zagadka kryminalna do rozwiązania, żeby być zawiłym. 
Jak wiadomo, w prostocie siła:). Polecam.



  Sos z paluszków (4 osoby)

- 250 g paluszków krabowych 
- 250 g serka mascarpone 
- pół pęczka natki pietruszki
- pół pęczka koperku 
- sok z cytryny (ile zależy od naszych upodobań)
- 3 papryczki chili
- 4 łyżki masła
- pieprz, sól
- oliwa z oliwek
oraz
- ok 220 g  krewetek black tiger (niekoniecznie)
- sok z ćwiartki limonki
- sól pieprz
- 2 łyżki masła
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- 500 g makaronu tagliatelle 

Zaczynamy dotować makaron (sos robi się błyskawicznie, więc zanim woda zawrze i ugotujemy makaron, sos będzie prawie gotowy). Paluszki kroimy w cienkie plasterki. Papryczki pozbawiamy pestek (wiadomo uważamy, żeby nie mieć ranek na dłoniach, to boli, serio, i żeby nie dotknąć do oka), i kroimy w drobną kostkę. Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek z 2 łyżkami masła, wrzucamy papryczkę i chwilę podsmażamy, dodajemy paluszki krabowe. Smażymy przez krótką chwilę, zalewamy wszystko serkiem mascarpone. Przyprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny i trochę gotujemy. Na oddzielnej patelni podgrzewamy oliwę z oliwek (2 łyżki) z masłem (3 łyżki) wrzucamy krewetki i smażymy ok 2 minuty, nie za długo, żeby nie zrobiły się gumowe.  Dodajemy zieleninę do sosu krabowego. Makaron odcedzamy i mieszamy z sosem. Na wierzch układamy krewetki (można też polać sosem ze smażenia). W sumie krewetki to taki miły dodatek do tego dania, nie jest konieczny, jeśli nie mamy pod ręką, sam sos "krabowy" wystarczy. Smacznego.




poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Gofry


Gofry to jedno z moich smaków dzieciństwa, mama często nam je robiła, na ciężkiej, wielkiej- zajmującej pół stołu gofrownicy (chyba jedna z pierwszych w okolicy, przywieziona, z tego co pamiętam, przez tatę z ówczesnego RFN). Uwielbiali je wszyscy (co się nie zmieniło), zapach pieczonych gofrów jest cudowny, taki "domowy", aż chce się siedzieć w kuchni całą rodziną, przy parującej gofrownicy:). Niezły to też"wołacz" do domy, zapach z okna dochodził na podwórko, gdzie wciąż z rodzeństwem biegaliśmy (jak wszystkie dzieci z naszego pokolenia, byliśmy "dziećmi ulicy" hehe) i nie trzeba nas było zmuszać do powrotu do domu. Kiedyś egzotyczne, dzisiaj na ulicach, budki z goframi są już stałym elementem miast i miasteczek, wpisując się w grafik "niedzielnych spacerów rodzinnych". Polecam. 


  Gofry (ilość zależy od gofrownicy, ale spokojnie dla 4 osób )

- 0,5 kg mąki pszennej
- 6 jajek
- cukier waniliowy
- 5 łyżek śmietany 
- 1,5 łyżeczek proszku do pieczenia
- 1/2 kostki masła lub margaryny
- ok 0,6 litra mleka
- szczypta soli

Białka oddzielamy od żółtek i ubijamy. Roztapiamy masło (margarynę) w rondelku (nie gotujemy). Do dużej miski dodajemy mąkę (można ją przesiać, albo spulchnić trzepaczką), żółtka, proszek do pieczenia, cukier, sól, śmietanę. Wlewamy połowę mleka i miksujemy, dodajemy masło w trakcie mieszania. Masa ma być konsystencji gęstej śmietany, wiec stopniowo dodajemy mleko, aby nie była za rzadka. Na koniec dodajemy białka i mieszamy łyżką dokładnie, ale delikatnie. Opiekamy w gofrownicy na złoty kolor, podajemy z ulubionymi dodatkami, podałam z bitą śmietana i domowym dżemem malinowym z odrobiną whisky (dorośli) lub posypką (dzieci). Smacznego.



sobota, 18 sierpnia 2012

Ryba po szwedzku


Dawno temu, kiedy to posiadanie internetu dla zwykłego śmiertelnika, znaczyło tyle co mieć na własność kosmiczny teleskop Hubble'a (albo coś równie fantastycznego), inspiracji kuchennych szukałam w kioskach. Lubiłam szczególnie serię wydawniczą: "Biblioteczka Poradnika Domowego", proste dania i zdjęcia do każdej potrawy to była duża pomoc dla początkującej gospodyni, jaką wtedy byłam. Tak trafiłam na ten przepis, od razu wydał mi się godny wypróbowania, ryba na trochę inny sposób. Smakuje wszystkim, dzieciom także, delikatna, śmietanowa ryba z nutą cytryny i gałki muszkatołowej. Mąż zjada mrucząc, że to jest to co lubi, za każdym razem już od wieeelu lat, więc skoro się nie nudzi, musi być smaczne:). Polecam.


 Ryba (ok 4 osób)

- 70 dag filetów rybnych (miałam mirunę)
- 2 średnie selery (raczej mniejsze średnie)
- 1 duża cebula
- sok z jednej cytryny
- skórka z jednej cytryny 
- 300 ml śmietany
- gałka muszkatołowa
- sól pieprz
- pęczek natki pietruszki
- 4 łyżki masła

Cebulę kroimy w drobną kostkę, selery obieramy i trzemy na dużych oczkach. Osuszoną rybę kroimy w kostkę. W garnku roztapiamy masło i podsmażamy na tym cebulę. Rybę i selera, solimy lekko i skrapiamy cytryną. Wrzucamy do garnka i chwilę smażymy. Podlewamy odrobiną wody, dusimy pod przykryciem, na małym ogniu ok 30 minut. Świeżo mielony pieprz, startą gałkę i sól mieszamy ze śmietaną, całość dodajemy do ryby. Dodajemy skórę z cytryny oraz pozostały sok. Mieszając podgrzewamy ok 7 minut, dodajemy posiekaną natkę pietruszki. W oryginale proponowane jest, aby podać to danie z pure ziemniaczanym lub ryżem, moim zdaniem (wypróbowałam za pierwszym razem) jest to mdłe i takie jednostajne- papka z papką. Najlepiej według nas (mnie i rodzinki) smakuje z pieczonymi ziemniakami, ale dobre jest także z frytkami i ziemniakami podsmażanymi. Smacznego. 

poniedziałek, 23 lipca 2012

Roladki z kurczaka faszerowane kurkami w sosie pietruszkowo-tymiankowym



 Była ubrana na biało, wzbudzała zaufanie swoim dojrzałym wiekiem, wydawało się, że idzie  za tym doświadczenie, pewna ręka fachowca. Usiadłam ufnie na fotelu, otworzyłam gębę  i... usłyszałam szczęk narzędzi, i chrobot mojego, biednego zęba. Tak okazało się, że ta przemiła dentystka, to rzeźnik ukryty pod postacią miłej kobiety i właśnie padłam jej ofiarą. No cóż, czeka mnie jeszcze naprawa bałaganu po niej, a będzie to baaardzo krwawe i bolesne. O moich problemach i cierpieniach dowiedział się mój teść, w trakcie wyprawy po kurki. Tak się wzruszył, mym losem okrutnym ;), że przyjechał specjalnie ze swoim zbiorem. Kurki dostałam piękne, pachnące lasem, aby uśmierzyć boleściom :). Więc jak tylko mogłam, zabrałam się za gotowanie i po takim obiedzie (jedzonym bokiem, powoli, prawie zimnym, by nie podrażniać zęba, a raczej tego, co po nim zostało) humor mi wrócił i najedzona zapomniałam o wszelkich kłopotach z nieszczęsną ósemką. 

 Roladki (dla ok 4 osób)
- 80 dag piersi z kurczaka
- 250 g mozzarelli
- 2 szklanki kurek
- duża cebula 
- 1/4 szklanki białego wina
- połowa pęczka natki pietruszki
- 4 łyżki masła 
- sól, pieprz
- oliwa do smażenia


 Sos
- pół pęczka natki pietruszki
- szklanka śmietany
- 2 łyżki masła
- kilka gałązek tymianku
- 1/2 szklanki bulionu
- sól, pieprz




Pierś z kurczaka pokroić na mniejsze części, rozbić na cienkie kotlety (najlepiej pod folią spożywczą). Posolić i popieprzyć każdy kawałek. Kurki bardzo dokładnie myjemy z piachu i osuszamy, kroimy na mniejsze kawałki. Cebulę siekamy na drobną kostkę. Na patelnię z masłem, wrzucamy kurki i cebulę i podsmażamy. Pod koniec podlewamy wszystko winem i przyprawiamy solą i pieprzem. Czekamy, aż płyn wyparuje. Odstawiamy z ognia, kiedy lekko przestygnie, dodajemy startą na dużych oczkach mozzarellę i mieszamy. Wykładamy farsz na mięsie, zawijamy roladki. 
 W rondelku podgrzać bulion. Natkę pietruszki i tymianek miksujemy lub bardzo drobno siekamy, wrzucamy do bulionu, chwilę podgotować. Śmietanę wymieszać w kubeczku, z odrobiną gorącego bulionu i wlać do rondelka. Przyprawić solą i pieprzem, jeśli sos jest gęsty, chwilkę podgrzewać na małym ogniu. 
Roladki podsmażamy na oliwie z masłem, na złoty kolor. Podajemy z ulubionym dodatkiem np. młodymi ziemniaczkami, lekko podsmażonymi i sałatą z sosem winegret.

środa, 18 lipca 2012

Sernik na zimno z jagodami i białą czekoladą



Czekałam na tę chwilę z utęsknieniem, kiedy to masowo pod sklepami, na prowizorycznych straganach, ustawią się sprzedawcy jagód. Jak się ucieszyłam, widząc, zaprzyjaźnioną już "Panią Jagódkę", która co roku, pojawia się, jak tylko "pierwsze jagody wysypie" i znika z ostatnim owocem.  Zanim się z nią pożegnam(oby nie szybko), codziennie kupuje u niej jagody. "Pani, świeże, dzisiaj zbierała, jeszcze kolana trzeszczom, weźmie na pierogi, albo z cukierem samym dzieciom"- zachęca. Biorę, ale mnie do jagód namawiać nie trzeba, połowa znika, zanim dojdę do domu( wiem, wiem, trzeba myć, bąblowica mityczna, ale po cichu liczę, że lisy i inne takie, w moich lasach są kulturalne i załatwiają potrzeby nie na jagody :) ). W połowie sezonu "Pani Jagódka" już nie namawia, tylko pyta ile i co będzie,  cmokając z aprobatą ( i zawsze okazuje się, że za mało biorę "Na pierogi, nie no, kochana, to nie 2 a 3 szklaneczki trzeba- albo- serniczek, a to gdzie 3, to za mało, 4 jak nic":) . Tak więc szaleję i jagodami się zapycham (i rodzinę także, żeby nie było). Sernik na zimno, to klasyk, a jagody z białą czekolada, to połączenie idealne. Polecam.

  Masa serowa
- 1 kg sera waniliowego na sernik 
- 250 ml śmietany kremówki
- 3 szklanki jagód 
- sok z połowy cytryny
- 4 łyżeczki żelatyny
- 1/3 szklanki gorącego mleka
- cukier


  Spód
- 0,6 kg herbatników słodkich (użyłam kakaowych)
- 200 g masła


  Polewa
- 200 g białej czekolady
- 4 łyżki masła
- 2 łyżki gorącego mleka
- 1/2 łyżeczki żelatyny





Herbatniki pokruszyć na miazgę (najlepiej w malakserze, ale można także tłuczkiem w bardzo wytrzymałej torebce foliowej). Masło roztapiamy (nie gotujemy) i łączymy z herbatnikami. dokładnie mieszając. Tortownicę ( 26 cm) wykładamy folią spożywczą, zamykamy obręcz. Dokładnie ugniatając wykładamy spód i boki ciastem herbatnikowym. Szczelnie owijamy folią spożywczą i wkładamy do lodówki. 
W naczyniu ubijamy śmietanę z cukrem(cukru nie polecam dawać dużo, masa powinna być lekko słodkawa). Stopniowo dodajemy ser i miksujemy dalej, dodajemy sok z cytryny. W gorącym mleku rozpuszczamy żelatynę, odstawiamy na bok. Do masy serowej dodajemy jagody i delikatnie mieszamy (aby nie rozgnieść owoców). Do żelatyny dodajemy trochę łyżki masy serowej i mieszamy, aby się połączyło i ostygło. Dodajemy do pozostałej masy i dokładnie i delikatnie (owoce) mieszamy. Wylewamy na wyłożony spód z herbatników. Wkładamy szczelnie owinięte do lodówki na kilka godzin. Kiedy ciasto już stężeje robimy polewę czekoladową. 
W kąpieli wodnej roztapiamy czekoladę z masłem, w mleku rozpuszczamy żelatynę i dodajemy do rozpuszczonej, wymieszanej masy czekoladowej i dokładnie łączymy. Zalewamy ciasto i ponownie chłodzimy w lodówce ok 1 h. 

niedziela, 15 lipca 2012

Królik duszony w winie z rozmarynem


Upały zelżały, radość gotowania wróciła, tak jak i radość jedzenia. Przy +40 stopniach C, nawet wytrwali sięgali po coś bardziej z lodówki, niż z garnka (no chyba, że garnek stał w lodówce :) ). Ale lato daje teraz odetchnąć i kiedy deszczyk pada, gotowanie przychodzi z chęcią. Padło na dawno nieobecnego w mojej kuchni królika. Zasadziłam mały zielnik na balkonie, więc trzeba zacząć korzystać z plonów. Piękny, rozłożysty rozmaryn prosił się o lekkie podcięcie i użycie w potrawie. Na półce stało, już trochę, zakurzone wino, z którym dawno powinnam coś zrobić. Królik + wino + rozmaryn = mmmmm. Rodzina się zajadała, mąż zaglądał do garnka, czy będzie dokładka i tak trzy razy (tylko trzy, bo jednak każdy garnek swój koniec ma, bo żołądek Ł chyba nie ;) ). Polecam, szczególnie na rodzinne obiady, mało pracochłonne, a efekt powalający (choć w trakcie obiadu, rozgorzała dyskusja który przepis lepszy, syn obstawia ten w musztardzie, mąż obstaje właśnie za tym).


 Królik duszony (porcja ok 4 osoby)


- 1,7 kg królika (czyli dwa małe lub jeden duży)
- 7 łyżek masła
- 3 szklanki białego wytrawnego wina
- oliwa 
- 4 młode marchewki
- 4 gałązki selera naciowego
- 3 liście laurowe
- rozmaryn (suszony lub świeży)
- 4 ząbki czosnku
- 5 szalotek 
- 5 łyżek śmietany kremówki
- sól i pieprz 


Królika poporcjować, posolić i popieprzyć . W dużym garnku (lub na głębokiej patelni, jeśli zmieści się cały królik ) rozgrzać oliwę z masłem. Podsmażamy mięso na złoty kolor. Wyjmujemy i odkładamy na chwilkę. W garnku na tym samym tłuszczu podsmażamy obrane i pokrojone marchewki, pokrojone w piórka szalotki, czosnek pokrojony w plasterki oraz plasterki  łodyg selera. Oddajemy z powrotem mięso, zalewamy winem, dodajemy rozmaryn, liście laurowe, sól i pieprz do smaku i dusimy. Czas duszenia zależy od królika, mój dusił się ok 1,5 h i rozwalał się już. Czasem trzeba poświęcić na gotowanie nawet ponad 2 h. Trzeba cały czas zaglądać i sprawdzać czy mięso już jest miękkie. Pod koniec gotowania dodajemy śmietanę, do kubeczka odlewamy trochę sosu  i w tym rozmieszamy śmietanę, tak, żeby się nie zważyło i dodajemy to do reszty sosu. Gotujemy chwilkę i gotowe.Podajemy z ulubionym dodatkiem. Ja zaserwowałam z młodymi ziemniakami i sałatą z sosem musztardowym. Smacznego

niedziela, 1 lipca 2012

Rolada z indyka nadziewana boczniakami


Zakochałam się. Późno, ale zawsze to lepiej późno niż wcale, nie poznać swojej nowej miłości. Razem ze mną, zakochał się mój mąż. Dzieci nieśmiało, lekko, trochę flirtują, są na tak, ale wielkim uczuciem niestety, nie pałają. Naszym obiektem westchnień są boczniaki. O jak myliłam się, omijając je szerokim łukiem w sklepie, bo takie brzydkie, bo szare i nie zachwycają. Wydawało mi się, że jak wyglądają mizernie, to i smakują licho, a wartości odżywczych to to nie ma za grosz. A tu taka niespodzianka. Boczniaki są pyszne, pachnące i bardzo zdrowe. Są cennym źródłem białka (więc polecane wegetarianom), kwasu foliowego (kobiety w ciąży powinny zajadać się nimi), mają właściwości obniżania cukru we krwi (cukrzycy coś dla Was), ale pomagają także w stanach przemęczenia mięśni więc i sportowcy i ludzie pracujący fizycznie powinni się z nimi zaprzyjaźnić w kuchni. To tylko część dobroczynnych cech tych grzybów. Postanowiłam, że koniecznie założę hodowlę boczniaków, aby mieć je zawsze pod ręką:). Polecam.

 Rolada z boczniakami

- 80 dag piersi z indyka w całości
- 25 dag boczniaków
- 20 dag sera żółtego w plasterkach (delikatnego)
- 1 duża cebula
- sól pieprz
- rozmaryn
- pieprz cayenne
- masło do smażenia
- oliwa z oliwek do posmarowania mięsa
- nitka do związania

 Sos
- 1,5 łyżki masła
- 4 łyżki białego wytrawnego wina

Pierś z indyka kroimy na tzw. "książkę", czyli wzdłuż ale nie do końca, zostawiając pierś w 1 kawałku. Jeśli kawałek mięsa jest gruby, czynność powtarzamy z nowo powstałymi płachtami. Dużą deskę do krojenia, wykładamy folia spożywczą zostawiając spory kawałek, aby przykryć cały kawałek mięsa, pamiętając, że mięso będzie zwiększać swoją powierzchnię. Kładziemy na folię mięso (częścią z błoną do góry) i rozbijamy na bardzo cienko, ale tak, żeby nie zniszczyć mięsa. Trochę to potrwa! Na patelni podsmażamy na maśle cebulę i kiedy się zeszkli dodajemy pokrojone w paski boczniaki. Chwile smażymy, solimy, pieprzymy i dodajemy odrobinę pieprzu cayenne. Odstawiamy do przestygnięcia. Płachtę mięsa z dwóch stron naoliwioną  solimy, pieprzymy oprószamy pieprzem cayenne. Na mięsie układamy plasterki sera i wykładamy farsz boczniakowy. Zawijamy roladę bardzo ściśle, najpierw brzegi, żeby warsz nie wypadał. Związujemy nitką. Na patelni (może być ta po boczniakach, ale usuwamy resztki, żeby nie przyklejały się do mięsa) obsmażamy mięso ze wszystkich stron, na złoty kolor. Przekładamy roladę do brytfanny i pieczemy 30 minut w 180 stopniach, pod folią. Pod koniec zdejmujemy folię i pieczemy ok 15 minut. Najlepiej pod koniec lekko wbić widelec, aby sprawdzić, czy mięso jest miękkie. Sos powstały z pieczenia można wykorzystać. Przelewamy go do garnuszka, dodajemy  masło, białe wino, doprawiamy w razie potrzeby i lekko redukujemy. Smacznego.



poniedziałek, 25 czerwca 2012

Deser truskawkowy


Sezon truskawkowy w pełni, jak i długo oczekiwane Euro :). Może podpadnę, ale jak oczekiwałam, "Nasi" nie pograli długo, więc już bez napinania i stresu (bo zawsze jest wbrew rozumowi nadzieja) , można mistrzostwa oglądać dalej. Ale zanim nastąpił kres, zanim niedzielni kibice pochowali flagi z aut, czapki , szaliki, bo " jak Brazylia gra to już nudno", postanowiłam na cześć "Naszych" zrobić deser, w barwach narodowych. Pyszny, prosty i szybki, żeby na mecz zdążyć podać. Może do piwka nie pasuje, ale na osłodzenie kolejnej porażki, bardzo dobry. Jemy i w myślach uzbrajamy się w cierpliwość, wiedząc, że czeka nas kolejna seria: " ee , słabo grali, nie to co za naszych czasów Orły Górskiego" :). Dobry także, aby zajadając, jakoś bez nerwów przetrawić "mądrych panów" co to, jak tylko widzą, że kobieta mecz ogląda, muszą wytłumaczyć , co to "spalony", często obnażając przy tym swoją mizerną wiedzę ;).  Deser polecam.


 Deser (ok. 5 porcji)

- 0,6 kg truskawek
- 200 ml śmietany kremówki
- 250 g serka mascarpone
- paczka ciastek np. maślanych, kakaowych, amaretto itp.
- cukier 
- sok z cytryny.

Truskawki myjemy i pozbawiamy szypułek. Miksujemy blenderem z cukrem, ilość cukru zależy od słodkości owoców i naszego gustu. Wstawiamy do lodówki, albo do zamrażarki , żeby trochę stężało. Ubijamy śmietanę, w większym naczyniu lekko ubijamy serek z cukrem i sokiem z cytryny. Delikatnie dodajemy do masy śmietanę. Ciastka kruszymy, można bardzo drobno w malakserze, albo ciastka wkładamy do torebki foliowej i tłuczemy wałkiem. Ciastka amaretto warto lekko rozbić, zamienione w pył są niesmaczne. W pucharkach wykładamy najpierw truskawki, na to kładziemy delikatnie (żeby nie wymieszało się) masę serową, potem ciastka, powtarzamy znowu tę kolejność. Na wierzch posypujemy ciastkami. Wstawiamy do lodówki aby deser ponownie schłodził i ciastka lekko zmiękły , ale zjedzone od razu też jest dobre :). Deser można zrobić z samą bitą śmietaną, bez serka. Ciastka wybieramy nasze ulubione. Smacznego.
Truskawki 2012

czwartek, 21 czerwca 2012

Pisto manchego



"Koniecznie zrób to"- powiedziała moja siostra, wysyłając mi link z tym przepisem, "zobaczysz, nie pożałujesz, smaczna, letnia potrawa". Jak więc miałam nie zrobić, siostra namawia, a zdjęcia i dobór składników, aż piszczą i błagają :). Wyskoczyłam szybko do warzywniaka, i zaopatrzona w jego bogactwo, zabrałam się do gotowania.  Uwielbiam takie gotowanie, najpierw wszystkie, te kolorowe warzywka  przygotowałam, a potem, to już tylko sama przyjemność smażenia. Ten cudowny zapach rozgrzanej oliwy z oliwek ,w  połączeniu z warzywami, czosnkiem, cebulą- poezja. Potrawa czasochłonna, wymagająca od nas uwagi, bo sztuką jest, aby warzywa były miękkie, ale jednocześnie chrupiące. Polecam, choć niestety, moja mięsożerna rodzina (mąż), ubolewała, że kiełbasy tam nie wkroiłam. Więc żeby, nie zbezcześcić dania, kiełbaskę usmażoną na grillu, podałam osobno. Ale najsmaczniejsze z jajkiem sadzonym i ewentualnie bagietką.  


  Pisto (ok 4 osób)


- 3 cukinie (mniejsze najlepsze)
- 1 bakłażan jędrny
- 3 cebule
- 3 papryki różnokolorowe 
- 1 kg dojrzałych pomidorów lub 2 puszki pomidorów z puszki
- 3 ząbki czosnku
- oliwa z oliwek
- tymianek (najlepiej świeży)
- rozmaryn
- sól, pieprz
- cukier
- ewentualnie kminek 
- jajka (tyle ile ludzi karmimy :) )


Bakłażan obieramy i kroimy w kostkę, wrzucamy do miski i solimy. Cukinię kroimy ( w skórce) w kostkę i także solimy, odstawiamy. Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy pokrojone w kostkę papryki. Smażymy do momentu, aż będzie miękka, ale nadal krucha. Przerzucamy do dużego garnka. Bakłażan i cukinie myjemy z soli i osuszone wrzucamy na rozgrzaną oliwę. Smażymy tak jak paprykę, przerzucamy także do dużego garnka. Cebulę pokrojoną w większa kostkę, także podsmażamy na oliwie do momentu, aż będzie szklista, pod koniec dodajemy pokrojony w cienkie plasterki czosnek mieszamy i zalewamy patelnię pomidorami w puszce. Smażmy aż płyn się zredukuje i nie będzie zbyt wodniste.  Dodajemy odrobinę cukru. Przelewamy do pozostałych warzyw. Dodajemy pozostałe przyprawy i gotujemy ok 10 minut. Podajemy z jajkiem sadzonym lub w koszulkach. Można także, podać jako dodatek do mięsa lub ryby (i ten wariant niedługo zastosuję).  Jeśli używamy świeżych pomidorów to najpierw zalewamy je wrzątkiem, przerzucamy do miski z zimną woda i obieramy. Najlepiej usunąć gniazda nasienne.Kroimy pomidory w kostkę i smażymy na oliwie z oliwek z wcześniej podsmażonym czosnkiem. Gotujemy do miękkości, jakieś 20 minut lub więcej, w zależności jak, dojrzałe mamy pomidory. Najlepiej najpierw zająć się pomidorami, smażą się dość długo, cebulę wtedy podsmażyć oddzielnie. Polecam.


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Placek po węgiersku



Pogoda ostatnio nas nie rozpieszcza i zamiast chłodzić się lodami, szukamy, czym tu dobrym się ogrzać, ale  jednocześnie, na przekór deszczom, żeby pachniało zbliżającym się latem. No więc, jaka kuchnia nadaje się do tego, jak nie węgierska – lekko ostra, bardzo aromatyczna. Gulasz to bardzo "wygodna" potrawa, można zrobić duży gar i jednego dnia zjeść z plackiem, na drugi z kaszą. Rewelacyjne rozwiązanie szczególnie na weekend. Spokojnie  wybieramy się na długi spacer, nie martwiąc się, że rodzina z głodu padnie, albo po powrocie pod nogami będzie stado zgłodniałe się plątać, kiedy my pichcimy (czasem tak u siebie mam). Kiedy więc wróciliśmy po zimnym spacerze, otwierając wieczko garnka z gorącym gulaszem, czułam się (i nie tylko ja), jakbym otwierała saganek ze złotem (tak, wiem, trochę pojechałam z opisem :) ). Obiad tak nas rozgrzał, że jeszcze na rower przyszła chęć i siła:). Polecam.




 Gulasz węgierski 


-  0,5 dag mięsa z szynki pokrojonego w kostkę
- 2 papryki kolorowe (np żółta i czerwona)
- 1 mała papryczka ostra
- 2 cebule
- 1 mała cukinia (niekoniecznie)
- 5 łyżek koncentratu pomidorowego
- 3 ząbki czosnku
- papryka słodka w proszku
- papryka ostra w proszku
- sól, pieprz
- pół szklanki wina węgierskiego czerwonego półwytrawnego (niekoniecznie)
- 3 liście laurowe
- ziele angielskie
- majeranek
- natka pietruszki
- olej


W garnku podsmażamy mięso na oleju. Dodajemy cebulę i chwilę smażymy. Zalewamy winem, mieszamy, dolewamy wody, ale tylko tak, aby przykryć mięso. Dajemy paprykę pokrojoną w kostkę, cukinię, liście laurowe i ziele angielskie, koncentrat pomidorowy, posiekany czosnek, solimy i pieprzymy. Gotujemy na małym ogniu, aż mięso zmięknie. Wyjmujemy liście i ziele, doprawiamy paprykami, majerankiem. Dodajemy natkę i odstawiamy z ognia. Gulasz można ugotować wcześniej, aby nabrał mocy, potem można zająć się spokojnie plackami. 


Ciasto na placki

- 1,5 kg  ziemniaków
- 3 łyżki mąki
- 1 jajko
- 1 łyżka śmietany
-  sól, pieprz
-  czosnek 

Obrane ziemniaki zetrzeć na tarce, dodać mąkę, jajko, śmietanę, przyprawy i starty czosnek. Dokładnie wymieszać. Smażyć duży placek  na gorącym, głębokim  oleju. Delikatnie przewrócić na drugą stronę, zdjąć i  odłożyć na papierowy ręcznik, by pozbyć się nadmiaru tłuszczu. 
 Placek polać gulaszem, złożyć na pół, przybrać śmietanowym kleksem. Smacznego.




czwartek, 26 kwietnia 2012

Tacos


Jakże często dopada nas taka chwila, że zjadłoby się coś, ale nie wiemy co. A to już było, a tamto długo trzeba robić, a od tego jakoś źle :). Każdy głodny po garnkach zagląda, lodówkę co pięć minut otwiera, jakby w nadziei, że to "coś", nie określonego, na co właśnie mamy ochotę, się tam pojawi. Tak było i u mnie, a na dodatek, mają znajomi wpaść, więc miło, jak będzie można ich czymś nowym i dobrym poczęstować. Na szczęście, czasem przydaje się mąż ;), bo to on wpadł na pomysł, żeby zrobić tacos. Robi się szybko, w miarę, pachnie w domu egzotycznie i smakuje. Podobno jest to ulubiona potrawa Brada Pitta, więc może dlatego panowie tak się tym u mnie objadali ;). Polecam


 Tacos (na ok. 9 sztuk)


- 0,5 kg mielonej wołowiny
- 20 dag pasty z czarnej fasoli
- 1 czerwona cebula
- 1 papryka duża czerwona
- 4 pomidory bez skóry
- natka pietruszki
- pęczek kolendry świeżej
- sól, pieprz
- kumin
- chili w proszku
- oregano
- kolendra suszona
- 3 ząbki czosnku
- ćwiartki limonki
- placki tortilli (te mniejsze)  pszenne lub kukurydziane
- 1 szklanka sera tartego ostrego (niekoniecznie)

Na oleju lekko podsmażamy czosnek (pilnując, aby się nie przypalił), dodajemy mięso i smażymy. Przekładamy do garnka, bez tłuszczu, który będzie nam potrzebny do smażenia cebuli pokrojonej w drobną  kostkę. Kiedy jest lekko podsmażona, dodajemy do mięsa. Dajemy pokrojone w kostkę obrane ze skórek pomidory (pomidory wcześniej zalewamy wrzątkiem, trzymamy chwilkę i wrzucamy do zimnej wody, po tym powinna skórka ładnie odchodzić), pastę z fasoli, pokrojoną w kostkę paprykę i przyprawy. Gotujemy, aby smaki się połączyły. Na koniec dodajemy posiekaną natkę i trochę posiekanej świeżej kolendry. Placki tortilli przypiekamy. Najlepiej zrobić tak: na kratce z piekarnika poukładać placki między dwoma "żeberkami", żeby powstała kieszonka (jak na zdjęciu). Zapiekamy do zarumienienia na dole. Wyjmujemy ostrożnie, żeby nie połamać. Podajemy oddzielnie, by każdy nakładał sobie sam odpowiednią ilość. W oddzielnej miseczce podajemy ser żółty, kolendrę świeżą i limonki, do posypania. Można podać także z guacamole. 

niedziela, 22 kwietnia 2012

Babeczki red velvet


Obok siebie, w odstępie dnia, urodziny obchodzą mój mąż i brat. Często więc się składa, że mój brat wpada do nas i świętujemy wspólnie. Stół ugina się od jedzenia, jest wesoło, muzyka gra, czasem i mąż na gitarze. No dobra, przyznam się bez bicia. Takie spotkania mamy bardzo często i bez okazji, lubimy być i bawić się w swoim towarzystwie (takie koło wzajemnej adoracji :P ), leżąc na kanapach, jedząc i gadając do rana :). Czasem wpadają też i siostry, jednym słowem –  wesoło. Więc, gdy nadchodzą tak ważne dni, urodziny obu panów, to trzeba coś urozmaicić, żeby podkreślić wyjątkowość spotkania. Tak powstały te babeczki, bo tortów mąż nie lubi, no i trochę roboty przy nich jest, a ma być szybko i smacznie.  Bardzo wszystkim smakowały, choć, niestety, barwnik zawiódł i wyszły blado różowo-brązowe. Na pewno powtórzę je, ale poszukam lepszego barwnika. Przepis z mojego ulubionego bloga. Polecam.



  Babeczki (24 sztuki)


- 2,5 szklanki mąki pszennej
- 2 łyżki kakao
- 1 łyżeczka soli
- 1 szklanka cukru
- 1,5 szklanki oleju
- 2 duże jajka
-  barwnik czerwony (kierować się opisem producenta)
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
- 1 szklanka maślanki lub kefiru
- 1,5 łyżeczki sody
- 2 łyżeczki octu (zwykły spirytusowy)


 Mąkę, kakao, sól połączyć i przesiać w misce. Olej zmiksować z cukrem, dodawać po jednym jajku, dalej miksując. Dodać ekstrakt, barwnik i dalej mieszać. Do powstałej masy dodawać na przemian mąkę (wymieszana z dodatkami) z maślanką, stale miksując, do wyczerpania obu. No i teraz trzeba działać szybko, by nie stracić piany. W miseczce wymieszać ocet z sodą (najlepiej mieć odmierzone składniki i dodać do siebie, szybko mieszając). Powstałą pianę dodać do masy i dokładnie wymieszać przez 10 sekund na średnich obrotach miksera.
W formie do muffinek powkładać papilotki i napełnić je masą do 3/4 wysokości. Piec w temperaturze 180 stopni przez 25 minut (do suchego patyczka). Studzić na kratce.


 Krem


- 300 ml śmietany kremówki 
- 250 g serka mascaropne
- cukier puder do smaku (polecam mało)
- ewentualnie sok z cytryny lub limonki do smaku


Zimną, wyjętą prosto z lodówki śmietanę ubijamy, dodając cukier w trakcie. Dodajemy serek i mieszamy, by nie było grudek (wolne obroty miksera) i ewentualnie sok z cytryny (limonki). Dekorujemy  czerwonymi owocami. 





wtorek, 10 kwietnia 2012

Pascha wielkanocna


Kiedy zbliżają się święta, przeżywam stres; głowię się, myślę nocami i dniami, co tu zrobić do jedzenia (tak, przesadzam, ale jaka dramaturgia jest:) ). Święta spędzam w domu rodzinnym, a co można zawieźć do mamy, która jest mym Guru jeśli chodzi o gotowanie. Spełnia wszelkie nasze  kulinarne zachcianki i gotuje to wszystko tak pysznie, że, jadąc, już ślinka mi cieknie (tak, wiem, mało estetyczny opis :P ). Tak samo było w tym roku. Choć mama zawsze mówi, żebym nic nie robiła (na względzie ma moje dobro "A po co dzieciaku będziesz czas na gotowanie tracić, masz tyle roboty przy dzieciach" ), to nie lubię tak z pustymi rękoma się zjawiać. Na szczęście, w tym roku, z pomocą przyszła mi siostra: "Paschę zrób i to koniecznie! ". Z lekka się bałam, że nie podołam, że nie będzie smakowało. Wydawała mi się pascha egzotyczną potrawą (mimo że mieszkam na Podlasiu, na które duży wpływ ma kultura Wschodu, z którego potrawa ta  pochodzi ) i też trochę mało "wytworna" jak na Świąteczny stół. Ale siostra wspierała, namawiała i, jak się okazało, miała rację. Przepis wzięłam z zachwalanego na wielu stronach przepisu A. Kręglickiej. Wbrew pozorom przepis łatwy, czasu zajmuje odrobinę, ale wart jest  trudu. Już gotowanie sprawia wielką przyjemność. Zapach ciepłego mleka i jajek w połączeniu z intensywnym zapachem wanilii rozwiewa wątpliwości i wynagradza wysiłek. Za rok na 100% będzie powtórka.


 Pascha

- 2 litry mleka
- 6 jajek
- 250 g masła
- 0,5 litra śmietany
- laska wanilii
- 3/4 szklanki cukru pudru 
- bakalie

Mleko zagotować z laską wanilii rozciętą wzdłuż na pół. Do wrzącego mleka powoli wlewać jaja roztrzepane ze śmietaną. Gotować, mieszając, aż cały płyn w garnku podzieli się na ser i serwatkę. Ostudzić, usunąć wanilię. Cedzak wyłożyć podwójną warstwą gazy i odcedzić ser. Maksymalnie go odcisnąć, najlepiej zostawić na noc na cedzaku, a rano docisnąć. Serek powinien być sypki. Masło zmiksować z cukrem pudrem. Do makutry wrzucić ser, stopniowo dodawać masło i ucierać, aż powstanie spójny krem. Można to zrobić mikserem. Dodać bakalie do masy. Wyłożoną gazą miskę napełnić dość luźnym kremem i wstawić do lodówki. Kiedy stężeje, przewrócić na talerz do góry dnem, zdjąć gazę i udekorować.
    Paschę udekorowałam wiśniami i polałam sosem wiśniowym, rodzynek w cieście nie lubię, więc moja pascha była z migdałami.

czwartek, 22 marca 2012

Avatar, czyli tatar z awokado


Przepis ten znalazł mój brat, w otchłani internetu, przez przypadek i jak się okazało, szczęśliwy dla naszych podniebień :) , a nazwa powstała spontanicznie, po spróbowaniu. Smak to duże zaskoczenie; każdy, kto próbował, robił duże oczy ze zdziwienia, z jednoczesnym mmmmmmmm :). Zdecydowany numer jeden, jak dotychczas, spotkań ze znajomymi. Nie dość, że robi się błyskawicznie, to tak samo szybko znika, co zawsze cieszy, bo to znak, że gościom smakowało. Nierzadko zdarza się, że proszą o przepis, co jest najlepszym wyznacznikiem trafienia w gust. Warto zrobić ten dip, nawet ze względu na  właściwości awokado. Jest ich naprawdę dużo, choćby dobroczynny wpływ na ludzi z depresją, przemęczonych, żyjących w stresie. Polecam – żeby nie było, że tylko smutnym – awokado dla każdego ma coś dobrego :).

  Avatar  

- 4 dojrzałe awokado
- 1 cebula średnia
- maggi
- pieprz

Najważniejszym składnikiem jest tu oczywiście awokado, za twarde będzie nie tylko trudne do obróbki, ale i niesmaczne. Wybieramy zawsze miękkie owoce, pozbawione uszkodzeń, przebarwień. Awokado obieramy i rozdrabniamy widelcem, można też zmiksować blenderem, ale wtedy wychodzi papka. Cebulę kroimy w drobną kostkę. W misce mieszamy awokado z cebulą, maggi i pieprzem. Zjadamy z chlebem lub tostami. Dip ten szybko, jak to z awokado bywa, ciemnieje. Żeby spowolnić ten proces, w misce z dipem umieszczamy pestkę z awokado. Smacznego!