Swego czasu mój dziadek przywoził mi cukinie, wyhodowane przez siebie na działce. Ilość cukinii i częstotliwość dostaw kazały zastanawiać się, czy dziadek nie pomylił mnie z garkuchnią jednostki wojskowej:). Drugim problemem była wielkość warzyw; senior rodu, jak spora część polskich amatorów-ogrodników, uważał, że w wielkości siła. Może dbał tak o nasze bezpieczeństwo i, dostarczając mi "metrowe" cukinie, miał dwa w jednym: mogłam ugotować obiad, a w razie klęski powodzi zrobić łódkę i powódź nam niestraszna. Można też było takim warzywem skutecznie się obronić, walnięcie wroga cukiniowym menhirem powaliłoby go na łopatki:). Im większe były cukinie, tym dziadek bardziej dumny. Prosiłam o małe, tłumaczyłam, ale nie spotykało się to ze zrozumieniem. Na szczęście czasem się znalazły się i takie, ale wtedy dziadek przepraszał, za "psie" sztuki. Te służyły do gotowania. I tak właśnie powstawały te placuszki.
Placki z cukinii
- 3 małe cukinie
- 2 łyżki śmietany 18%
- 4 łyżki mąki
- koperek świeży
- 1 mała cebula
- jajko
- sól i pieprz
- olej do smażenia
Sos pomidorowy
- ząbek czosnku
- szklanka przecieru pomidorowego
- łyżka koncentratu pomidorowego
- sól, pieprz
- świeża lub suszona bazylia
- świeże lub suszone oregano
- łyżeczka cukru
- oliwa z oliwek lub olej
Cukinie myjemy, przekrajamy wzdłuż na pół, wydrążamy pestki i ścieramy na dużych oczkach. Solimy i odstawiamy, żeby puściła sok (można od razu wrzucić na sitko i posolić), odcedzamy. W oczekiwaniu na cukinię kroimy drobno cebulę, siekamy koperek, wrzucamy do miski, do której dodajemy nasza odcedzoną cukinię. Dodajemy jajko, sól, pieprz, śmietanę, mąkę i mieszamy dokładnie. Smażymy na złoto na oleju i kładziemy na papier, żeby trochę odtłuścić.
W garnuszku lejemy odrobinę oliwy z oliwek lub oleju, wrzucamy czosnek i podsmażamy (należy uważać, żeby nie spalić, bo czosnek robi się gorzki), dodajemy przecier, koncentrat, przyprawy i chwilę gotujemy.