poniedziałek, 16 września 2013

Tagliatelle z sosem z maślaków i polędwiczką wieprzową




Wreszcie lasy obrodziły grzybami. Z rana (ale nie o świcie, bo jakoś nie przemawia do mnie wstawanie z kurami i pędem do lasu. Czy te grzyby uciekają potem w głąb lasu, a może świecą im kapelutki w nagrodę za niewyspanie. ), po dużym śniadaniu wsiadamy do auta i w las. W okolicach pięknego Białegostoku, mamy jeszcze piękniejsze puszcze, a tam grzybów w brud. Dzieci, na nasze, a może ich szczęście, uwielbiają zbierać grzyby. Od małego towarzyszą nam w lesie, śmiejemy się z mężem, że z racji mniejszej odległości od ściółki jest im łatwiej, bo wypatrują nawet te mikro grzybki. W tym roku, już bardziej świadomie wybrała się z nami dwuletnia córka, która jak tylko wypatrzyła grzybka cieszyła się i pękała z dumy. Niestety starsza, po tym jak spotkała się oko w oko z wężem śmiertelnym, który chciał ją zjeść (zaskroniec), nie mogła skupić się na zbieraniu. Skupiła się na wypatrywaniu kolejnych gadów, czyhających na nią biedną. Ale zbiory się udały i oprócz tego obiadu, piwniczka wzbogaciła się o tegoroczne grzybki marynowane. 


 Polędwiczki 

- 3 średnie polędwiczki
- mała gałązka świeżego rozmarynu (ok 4 cm)
- 2 ząbki czosnku
- oliwa z oliwek
-  sól pieprz

Oczyszczone polędwiczki nacieramy czosnkiem, rozmarynem, solą i pieprzem, polewamy oliwą. Rozprowadzamy równomiernie i odstawiamy. Rozgrzewamy patelnię grillową, smażymy mięso na złoty kolor ze wszystkich stron, ale nie za długo, żeby mięso nie było za suche. Przykrywamy folią i wkładamy do piekarnika na ok 10 minut. 

 Sos z maślaków

- ok 0,5 kg oczyszczonych i obranych maślaków
- 1 średnia cebula
- pół szklanki wina białego
- łyżeczka miodu
- 300 ml śmietany
- sól, pieprz
- pół szklanki bulionu
- 3 łyżki masła

Pokrojoną w drobną kostkę cebulę szklimy na maśle, dorzucamy pokrojone także w kostkę grzyby. Smażymy ok 10 minut na małym ogniu. Dodajemy śmietanę, bulion, wino, przyprawiamy. Gotujemy ok 5 minut, dodajemy miód, mieszamy dokładnie. W między czasie gotujemy makaron. Sos można wymieszać od razu z makaronem i na górę położyć pokrojoną polędwiczkę. Smacznego.








wtorek, 3 września 2013

Sznycel wiedeński


Po ostatnich doświadczeniach, które wyrwały mnie z życia, mogę o sobie powiedzieć jak ze sloganu pewnego hipermarketu budowlanego : buduję, remontuję, urządzam. Może z budowaniem to przesada, ale nauczyłam się tapetować, małą elektrykę naprawić, malować, szpachlować itp. Polecałabym zdobywanie nowych umiejętności, gdyby nie czarna strona remontów. Zawsze trwają dłużej niż zakładaliśmy, zawsze kosztują sporo więcej niż obliczyliśmy i zawsze doprowadzają do zszarpania nerwów. Mały z pozoru remoncik przerodził się w próbę wytrzymałości rodziny. No ale za trudy wynagradzani jesteśmy pięknym efektem i w tym przypadku moją satysfakcją, że wszystko zrobiłam praktycznie sama ( bo nie mogę być niesprawiedliwa i nie wspomnieć o M, L, M- dzięki ;)). Więc jak trzeba tapetę położyć, szpachlować, meble skręcić, jestem do usług:) . 
 Wróćmy jednak do przyjemniejszych rzeczy, bo czy jest coś milszego niż pyszny obiad. Sznycel wiedeński jest kwintesencją kotleta, choć może powinnam napisać Kotleta. Cienko rozbite, smażone, na klarowanym maśle, skropione cytryną mięso. Oryginalnie sznycel powinien być cielęcy, jednak najbardziej znana wiedeńska restauracja podaje go w wersji wieprzowej i taką wersję najczęściej serwuję z dodatkiem sałatki ziemniaczanej.  


 Sznycel wiedeński

- ok 600 g kawałka cielęciny bez kości (np udziec) lub schabu   
  wieprzowego
- bułka tarta
- kilka łyżek mąki 
- 3-4 jajka
- ok 200 g masła klarowanego
- sól

Kotlety kroimy na podwójną grubość i nacinamy wzdłuż na pół, ale nie do końca przecinając, ma powstać taka "książeczka". Tłuczemy wielki kotlet, delikatnie, żeby nie porozrywać na łączeniu, najcieniej jak się da. Obtaczamy mięso w mące, jajku, bułce tartej i smażymy na gorącym klarowanym maśle. Solimy jeszcze na patelni tuż po przewróceniu. Smażymy na złoto. Serwujemy z dodatkiem sałatki ziemniaczanej i skropione cytryną. Smacznego.